57. paznokcie w kolorze zasuszonej mięty spod Mogielicy

Chyba to ta mięta, niemal sprzed dwóch lat. Jeszcze zostały resztki jej do tworzenia naparów. 
Resztek uporczywe spożywanie, z resztek intensywne korzystanie. Zużywanie ostatnich porcji ryżów, makaronów, kaszy mannej (?), płatków ryżowych (?!)... Nowatorskie łączenie tego, co pozostawało jeszcze po szafkach. No i intensywne spijanie herbat. "Japońska wiśnia" zgniła. To daje do myślenia, że liściaste herbaty pić trzeba, a nie czekać z nimi na "wyjątkowe okazje". Wyjątkowe okazje trzeba tworzyć na co dzień..
"Jestem tego warta!" - pomyślałam, robiąc sobie ostatnią porcję zielonej herbaty z kwiatem wiśni. ;)


Myśli, że to jeszcze miesiąc 'studenckiego życia na studenckim mieszkaniu'. Zdziwienia i zachwyty, że to za cztery miesiące wizja wspólnego mieszkania i bycia razem zupełnie tak w codzienności. A do tego czasu napawanie się rodzinnym miasteczkiem. Polami, lasem, domem. Rozmowami z rodzicami. Ciszą i sennością małomiasteczkowości. Takie pożegnanie. Będą częste pociągi do pracy. Dużo książek w drodze. Realizowanie tego, co teraz odkłada się do 'po czerwcu', jak: liczne sesje zdjęciowe i ćwiczenie 'fachu fotografa', bardziej jeszcze pisanie, tworzenie, a i przygotowania ślubne, a i nauka EKG i różne pielęgniarskie przypomnienia, górskie i rowerowe wypady w elastycznym czasie wolnym. Taka jest wizja.

A teraz jeszcze miesiąc dzielenia niewielkiej przestrzeni z dziewczynami z Suwałk, Tomaszowa i Grybowa. Taki świat. Można się cieszyć i doceniać specyfikę takiego życia, gdzie intymność codzienności odsłania się przed praktycznie obcymi osobami. Niby obok siebie, a nie tak blisko. A jednak świetny skład osobowy na to pożegnanie studenckich mieszkań się wytworzył, chyba najlepszy od tych pięciu lat.


Był wyjątkowo zimny maj i wspaniałe bieganie w deszczu. Po pustych, dzikich bulwarach wiślanych. Krople spadające z nieba cudownie moczyły wszystko. "Ale pani mokra!". Taka wielka ochota na bieg w deszczu - realizowana z rozkoszą. Wspomnienia potoku robiącego się podczas ulew z drogi na wsi. Taplania się w burych kałużach i budowania tam. Zapach mokrego świata. Ach.

A teraz zaświeciło wyczekiwane majowe słońce. Plastikowy kwiatek buja się w ciepłych promieniach, cyklamen opala listki w naturalnym świetle. Bieganie w słońcu, zieleni i poranku też jest super.
Świat zazielenił się na śmierć

I tak już jest, że doniczki przeżyją rosnące w nich rośliny.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obraz i rytm muzyki mówią innym językiem / Jakub Julian Ziółkowski

 Nie chcę archiwizować. Chcę tworzyć. Potrzebuję sztuki jak ożywczego głębokiego oddechu. Karmię się kontaktem ze sztuką, nasycam. Twórczoś...