W ciemnej, później nocy rozbudzaliśmy po Drodze wszystkie wsie. Witały nas niskie barytony i piskliwe szczeknięcia. Ujadał dom za domem.
Cudowne lasy o poranku. I polne dróżki, poćwierkiwania na rozbudzający się dzień. Najpiękniej.
Bazi moc. I te zielone malutkie pączki, i te ptasie trele, i zapach powietrza, i słońce, i równonoc... Ach, Wiosno! Jak dobrze cię widzieć, nareszcie! Znów nadszedł ten szalony czas, który trzeba zauważać tu i teraz - bo trwa chwilkę zaledwie!
Przekraczanie granic - bo można. Można przeczekać ból i dyskomfort. Wszystko przecież w końcu mija. Można nie wybuchnąć złością - ale zauważyć ją, nazwać, zaakceptować i szukać źródła. A szczęście jest bezwarunkowe. Ach, co za ulga.
Pokochałam anyż. Intrygujący od dawna. Niegdyś na niebieskim dywanie w liceum poznana została dzięki Magdzie tajemnicza anyżowa gwiazdka. Z alkoholowym domysłem w tle. Kiedyś syrop anyżowy do piwa na pizzowym Olimpie wybrany, mimo odradzania. I anyż solo... Odkrycie, że kawa anyżowa - czy to zbożowa, czy naturalna - jest zupełnie wyjątkowa! Ostatnio ulubiona.
No i stoi ta lutowa anyżówka w uroczym słoiku pod sufitem, i czeka na przypływ gotówki na nowy alkoholowy zalew.
Przypomniała mi się z "Chrystusa miasta" Tuwima wizja tańczących na moście, tańczących noc całą - słuchając podczas biegania, pod Kładką Bernatka. Cudowne.
Przypomniała mi się z "Chrystusa miasta" Tuwima wizja tańczących na moście, tańczących noc całą - słuchając podczas biegania, pod Kładką Bernatka. Cudowne.
Życie toczy się, tak po prostu. Niezależnie od ram, w jakie się je wkłada.