50. Droga

W ciemnej, później nocy rozbudzaliśmy po Drodze wszystkie wsie. Witały nas niskie barytony i piskliwe szczeknięcia. Ujadał dom za domem.

Cudowne lasy o poranku. I polne dróżki, poćwierkiwania na rozbudzający się dzień. Najpiękniej.

 Bazi moc. I te zielone malutkie pączki, i te ptasie trele, i zapach powietrza, i słońce, i równonoc... Ach, Wiosno! Jak dobrze cię widzieć, nareszcie! Znów nadszedł ten szalony czas, który trzeba zauważać tu i teraz - bo trwa chwilkę zaledwie!


Przekraczanie granic - bo można. Można przeczekać ból i dyskomfort. Wszystko przecież w końcu mija.  Można nie wybuchnąć złością - ale zauważyć ją, nazwać, zaakceptować i szukać źródła. A szczęście jest bezwarunkowe. Ach, co za ulga.


Pokochałam anyż. Intrygujący od dawna. Niegdyś na niebieskim dywanie w liceum poznana została dzięki Magdzie tajemnicza anyżowa gwiazdka. Z alkoholowym domysłem w tle. Kiedyś syrop anyżowy do piwa na pizzowym Olimpie wybrany, mimo odradzania. I anyż solo... Odkrycie, że kawa anyżowa - czy to zbożowa, czy naturalna - jest zupełnie wyjątkowa! Ostatnio ulubiona.
No i stoi ta lutowa anyżówka w uroczym słoiku pod sufitem, i czeka na przypływ gotówki na nowy alkoholowy zalew.


Przypomniała mi się z "Chrystusa miasta" Tuwima wizja tańczących na moście, tańczących noc całą - słuchając podczas biegania, pod Kładką Bernatka. Cudowne.


Życie toczy się, tak po prostu. Niezależnie od ram, w jakie się je wkłada.


49. przewietrzyć mózg

"Jakieś szczęśliwsze jesteście po tym bieganiu!". No, bo właśnie tak!
Nie spodziewałam się, że bieganie razem jest tak dobre. Motywujące i milsze. 

Zachwycająca sprawa - endorfiny wybiegane zmieniają perspektywę patrzenia. Mózg przewietrzony pozwala spojrzeć z dystansem. Nie brać życia tak bardzo na serio.

Uuuff.

Ciągły rozwój, stawianie sobie za cel regularności. Kaizen, de Mello, identyfikacja uczuć i stanów emocjonalnych bez utożsamiania się z nimi. Chęć zmiany siebie, a nie wszystkiego wokół.



Przyszła ta chwila - spodziewana, a będąca zaskoczeniem.
Narzeczona. Zaręczyny. Narzeczony. Pierścionek. Ślub. Żona. Mąż. Małżeństwo. Słowa odległe, nie-moje, nagle wymagają oswojenia. A ciągle budzą obawy.
Oswojenie wymaga czasu, jak uczy Lis.

Aaaach, jak tam było pięknie... Jak z marzeń, których nie zdążyłam wysnuć.

I ciągle z zaskoczeniem przyjmowanie tej radosnej zmiany. Zmiany wielu rzeczy i stanów. Obietnic bliższych spełnienia. Marzeń do realizacji. Horyzontu, który się zbliża.
Chyba ciągle w to nie wierzę.

Myślałam jeszcze nie dawno, o kosmetykach, które przeżyją to studenckie mieszkanie. Gdzie dalej będą toczyć się ich losy? Teraz wyraźniej maluje się wizja, że będą towarzyszyły w jakiejś łazienkowej szafce, gdzieś na obrzeżach Krakowa, innym męskim kosmetykom.
Pewnie będzie to ładniejsza łazienka, niż ta pełna pajęczyn u sufitu i kurzu za pralką. Kafelki nowe. Zapewne prysznic, a nie wanna. O, oby była i pralka!


To niesamowite... Tyle sytuacji - choćby książkowych, sloganów otartych - nie-moich... Nagle dotyczy i mojego stanu. Planowanie wspólnego mieszkania z "Zapachu rumianku" przyszło do głowy.



Ach, życie. Oby się dziwić i zachwycać!

Obraz i rytm muzyki mówią innym językiem / Jakub Julian Ziółkowski

 Nie chcę archiwizować. Chcę tworzyć. Potrzebuję sztuki jak ożywczego głębokiego oddechu. Karmię się kontaktem ze sztuką, nasycam. Twórczoś...