Balkon tonie w słońcu.
Wróciły wrześniowe upalne dni.
Wiatr wieje. Fioletowy wrzos, czerwone kwiaty i żółte papryczki kołyszą się zgodnie z podmuchami.
Czas płynie.
A ja się boję.
To były dobre chwile. Przygotowania, nocne zakupy. Największe spożywczo-alkoholowe zakupy życia. Południowy targ w poszukiwaniu potrzebnych warzyw. Uroki targów małomiasteczkowych. Swojskie życie i obycie. Potem szybkie krojenie, szybkie sałatki, szybkie szaszłyki. Na styk, dotarliśmy i ruszyło. Piękne przedślubne ognisko. Tak wiele dobrych, bliskich ludzi wokół, tak mało czasu by z każdym sowicie porozmawiać. Tyle by się chciało, czy każdy czuje się dobrze? Na szybko. Dużo radości, nakręcenia, zaskoczeń miłych. Przed lodówkę w namiocie - "do kuchni" przenosiła się na chwilę impreza wybranych. Ognisko pośrodku, stoły pełne ludzi wokół. Świeczki rozświetlały mrok. Cudowne dyniowe ciasto vege. Przemiłe papierowe pranie na korkowej tablicy i całe mnóstwo podarków wywołujących najszczerszy uśmiech. Tak wiele dobrych słów. Poczucie wsparcia społecznego. ;) Bieganie pomiędzy stołami, pomiędzy tymi, którzy przycupnęli. Od grupki do człowieka, od człowieka do grupki, by jak najwięcej z tych szybko mijających chwil wycisnąć. I nagle nadchodziła już północ, i wiele bliskich osób ruszyło w powrotne swe drogi. Została garstka. Czas nareszcie zjedzenia czegoś na spokojnie, rozmów płynących swoim rytmem, nie w pośpiechu i z mnóstwem myśli "na za chwilę" w głowie. Choć kiełbasę z ogniska zjadłam dopiero na niedzielne śniadanie. Po nocy przespanej na ławce przy ognisku. Pierwotne ciepło z ognia. Patrzenie w ogień. Płomienie muskająco oplatały drewniane bale. Chwile dla ogrzania myśli. Dobry sen, bez podmuchów zimna czy dymu w twarz nastał gdzieś po 4.30. Osiadały znad wody zalewu mgły nad światem. Jesienne mgły? Muzyka ciągle grała, cała płyta Lao Che o Powstaniu Warszawskim nocą przesłuchana. Rano słońce pojawiło się dopiero po 8, gdy świat przetarł się, otrzeźwiał z nocnego zamglenia. Wcześniej pobudka, ognisko ciągle palące się, stoły posprzątane w czasie snu, jasność dnia już panująca. Poranna kiełbasa, spróbowanie sałatki, dojadanie i dopijanie resztek. Piwa zostanie na dwa lata co najmniej. Chyba że wcześniej zrobimy jakąś wiekszą imprezę znów. ;)
Dopołudnie niedzielne to był piękny czas. Biegania po piasku, tańca i podskoków, muzyki płynącej nad poranny, niedzielny, zaspany i leniwy świat. Gapienia się w niebo. W słońce. Kawa poranna najlepsza. Rozmowy o naszym wspólnym baniu się. Strachu dzielonym. Ładnie tam nad tym zalewem. Niedzielny spokój poranka trwał. Ludzie z psami spacerowali w rytm naszej muzyki z głośników do laptopa przypiętych. Plaża nad wodą. Wodą ciepłą, rozchlapywaną stopami. Spokój wokół. To był taki dobry czas, czekania na otrzeźwienie. Po prostu był, mógł być.
A gdy już słońce zachodziło odnaleźliśmy Kamień. Byłam na nim raz, z kimś innym, i chyba nie na samym jego szczycie. Było zimno, bo to luty lub marzec. Wiatr mroźny, pocałunki mokre. Dawno. Teraz żółcą się z góry widoczne nawłocie, świat ciepły i schyłkowy. Dzień niedzielny i lato u schyłku. Na samym szczycie, gdzie przestrzenią zachłysnąć się można, opowieść o cudownym śnie, w którym jechałam sankami po kolejowych torach wśród pól. Długo i bardzo radośnie. Wyśniłam to na piątym piętrze na os. 2 Półku Lotniczego. Gdzie dużo, dużo obfitych rozmów i tak dobrze razem dziewczyńsko. Warkocza nie było, a goździk okazał się kwiatem trwałym. A tej wczorajszej niedzieli już na dole słońce zaszło, a gdy znów wbiegłam na kamienny ostaniec wciąż zachodziło nad horyzontem drzew. Podwójny zachód słońca. Jak Mały Książę. A czy było mi tak smutno, że kochałam zachody słońca?
pierwszy zachód |
i drugi zachód |
Sama na Szczycie Świata. Odśpiewywałam w przewrotny rytm klaskania Pieśń Zachodzącego Słońca. ;)
Taka po prostu radosna twórczość. Melodia popłynęła, zaistniała, wybrzmiała w tamtym właśnie momencie. Prosta, z serca, dla samego bycia.
Piękne chwile.
Taka po prostu radosna twórczość. Melodia popłynęła, zaistniała, wybrzmiała w tamtym właśnie momencie. Prosta, z serca, dla samego bycia.
Piękne chwile.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz