65. uważności w życiu potrzeba

Wiele dobrych chwil. Mnóstwo momentów o potrzebie ich opisania.
Tak, pisać potrzeba. Jak oddychać, jeść, spać - pisać potrzeba.

Nastał listopad. Ze swoimi krótkimi dniami, resztkami złocistych listków na brzozach. Z mgłami, jesiennymi chandrami, poranną nocą i chłodem wyczekiwania na przystankach. 

Dziś bieganie, z elektroniczną miłą smyczą. Przed siebie, w nieznane przestrzenie miasta-nie miasta. Przez ugory, puste i rozległe. Po ulicy Rodzinnej i pośród cichych domków. Z zatrzymywaniem się i rozglądaniem. Dobry to był bieg, bardzo. I powitanie z radością - wejściem wspomaganym przez parterowe okno. Oj, miłe rzeczy.

Był też taki bieg październikowy, na wyspie na środku Atlantyku. Czerwona droga, niebieskie niebo, czarne murki, biała piana oceanu. Oj, jak dobrze.

Dużo tych dobrych chwil.

Przepiękny był ten dzień wyczekiwany-co szybko nadszedł, intensywnie przygotowywany i mający wszystko zmienić. Pełen szczęścia był to dzień. Biały szaliczek nawet się nie przydał. Słonecznie było cudnie, choć jeszcze nie jesiennie - a spodziewałam się jesiennego ślubu początkiem października. Piękny był wszechudział bliskich. Żółte gerbery cudnie ułożone w bukiety przez Tatę, ciasta najpyszniejsze upieczone przez Mamę, znajomy Organista przygrywający wedle życzenia, znajomy z dawien dawna Ksiądz odprawiający Mszę i wygłaszający dobre słowa na kazaniu. Warkocz z białymi goździkami stworzony przez licealną Koleżankę, makijaż i paznokcie przez Świadkową, zaproszenia i magnesy przez nas samych... Dużo dobrego wsparcia wokół. Tak wiele dobrych, życzliwych słów. Prawdziwie pełen szczęścia był to dzień.

A czekając w białej sukni na balkonie po łąkach roznosił się marsz pogrzebowy, melodią odprowadzający żałobników przez polną ścieżkę. 
Kuzynka skomentowała.
Coś się kończy, coś zaczyna... Taka symbolika. W promieniach mocnego słońca miasta rodzinnego.


Piękna była też podróż. A wcześniej kompletowanie sprzętów w przestronnym mieszkaniu. 
Oby żyć Teraźniejszością. Z Otwartością.
A później załapaliśmy się jeszcze na najukochańszą polską porę roku - złocistą jesień. Pociągiem z północy na południe. Ostatniego dnia października, w promieniach słońca, przy szumie pozostałych jeszcze na drzewach liści z pobliskich drzew, w naszym mieszkaniowym ogródku piliśmy herbatę. Ach.

Przepiękny był też pierwszy dzień listopada. Słoneczny. Gratulacje na cmentarzu. Bardzo rodzinnie, bardzo tak dobrze. Bliskość. Ach. Lubię Wszystkich Świętych - za tradycję przybliżania się do rodziny. Za odkrywanie znaczenia więzi. Historii pokoleń.


Dzień za dniem. Przypadkowa praca, która cieszy bardziej niż poprzednie wybrane.
Pięknie jest patrzeć na relacje bliskości międzyludzkiej - którymi naturalnie cechują się relacje rodzica i dziecka. Nabiera się przekonania o wszechdobroci panującej w świecie. Jest się w pracy tak blisko Miłości. Dużo jest nadziei, mimo krzyków i płaczu wniebogłosy, wiele tu uśmiechów, dziecięcej beztroski. Ładne to są chwile, zachwyca mnie "chodzenie z wizytą", obserwacja reakcji Maluchów. Te duże oczy, te bezczelnie prostoduszne spojrzenia. Bezbronne, więc niewinne. Im można pozwolić na więcej. Samej przy nich też można sobie pozwolić na więcej - na puszczenie luzem pęt tego, co wypada, na dawanie z siebie wszystkiego z pomysłów kreatywności. Świat dzieciństwa na wyciągnięcie ręki. Moc wspomnień, odczuć tak ledwo co gdzieś pozostawionych. Czy nie bliżej mi do tych dzieci-pacjentów niż personelu medycznego?


Uważności w życiu potrzeba. Życia każdą chwilą, tu i teraz. Banalne i niebotycznie trudne.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obraz i rytm muzyki mówią innym językiem / Jakub Julian Ziółkowski

 Nie chcę archiwizować. Chcę tworzyć. Potrzebuję sztuki jak ożywczego głębokiego oddechu. Karmię się kontaktem ze sztuką, nasycam. Twórczoś...