107. znów psychiatryczne zachwyty

Kopiuję zdjęcia z Barcelony do obróbki.
Barcelona. Styczniowy weekend w słonecznym, hiszpańskim mieście. A pacjent "dzień dobry, cześć" w Barcelonie się urodził. Wychował w polskiej dzielnicy, dlatego tak świetnie włada ojczystym językiem. Wszyscy jego bliscy umarli, tylko o śmierci dziadka został zawiadomiony. Teraz wyruszył w podróż, od pięciu dni jest w drodze. Idzie do Barcelony. Chciał przekroczyć Wisłę, i tak się stało, że stanowił zagrożenie dla siebie i innych wędrując po autostradzie. Choć mówili mu, żeby iść po drugiej stronie, nie od drogi. I dlatego trafił tutaj. Choć jest bez potrzeby, to oczywiste.

Bez wątpienia mam ciekawą pracę.
Ten pacjent zauroczył mnie całkowicie, bo do całej swojej historii podróży jeszcze pisał dziennik!...
O takich pacjentach marzyłam. Z fantazją. ;)

Ale serio: to porażające.
Fascynujące, i porażające. Te ich wewnętrzne światy. To odklejenie od rzeczywistości.

Wczoraj znów pokochałam psychiatrię całym sercem. Obserwowanie ich współpracy. Zaangażowania. Pomagania mniej sprawnym. Obserwowanie pacjentów podczas obiadu jest niesamowite.
A jeszcze lepiej - wejść pośród nich. Takie psychologiczne doświadczenie. Niewiele przecież brakuje, żeby usiąść obok i jeść z zielonych, plastikowych talerzy. Te granice są cienkie. I nic nie jest oczywiste. - niby rzecz oczywista, ale wciąż odkrywam na nowo.

Czemu by nie zadawać pytań fundamentalnych?
A czym jest sens życia, panie Marku?
Pieniądze!
Pieniądze są najważniejsze?
Nie, miłość!
A zdrowie?
Najważniejsze.
Zdrowie, miłość, pieniądze. Taka kolejność.
A szczęście?
Szczęście jest gdy się jest z kimś (...) A pani ma męża?
Mam.
I jest dobry?
Dobry jest.
To jest pani szczęśliwa.

Potem jeszcze zajrzał przez drzwi i powiedział:
To jest pani kobietą spełnioną!


Nigdy nie wiesz, co cię w tej pracy spotka.
Są chwile, gdy z kuchennego okna wzdycham do widoku człowieka w samochodzie. On jest na wolności! Jeździ po świecie, widzi różne miejsca, a nie tylko to wnętrze starego, odrapanego budynku.
Który z zewnątrz prezentuje się naprawdę klimatycznie.

Wczoraj jednak zatapiałam się w psychiatrycznych swych zachwytach na nowo.
Nigdy nie wiesz, co cię spotka. Jaki typ ludzi tu poznasz. Czy wszy (pierwszy raz widziałam wesz!) u czarnoskórego (niesamowita jest tak ciemna ludzka skóra...), czy z wolnego wyjścia panowie wrócą z 1,63 promila. Zdziwieni, że przecież są pełnoletni - o co chodzi?! Coraz  to nowsze i zaskakujące historie. "Dzień dobry, cześć!". Z założenia: nic nie dziwi.
Inny świat. Totalnie odjechany.

Miejscowe smaczki. Opowieści o dawnej piekarni na terenie szpitala i najpyszniejszym chlebie. Bułeczki z rodzynkami i kiwi, i pacjenci myśleli, że spleśniały. 
Historie jak nie z tej ziemi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obraz i rytm muzyki mówią innym językiem / Jakub Julian Ziółkowski

 Nie chcę archiwizować. Chcę tworzyć. Potrzebuję sztuki jak ożywczego głębokiego oddechu. Karmię się kontaktem ze sztuką, nasycam. Twórczoś...