wczoraj był pierwszy dzień lata

a dziś nareszcie pada miarowy deszcz.
Nareszcie, bo ta wiosenna susza niepokoi.


We wczorajszy kwietniowy pierwszy dzień lata było upalnie i parno. Można było leżeć na trawie, wdychać rozgrzane zapachy trawy i kwiatów, i smażyć się w słońcu w przerwie od biegania. Dziadeczek z masce przed zalewem wołał: "odpocząć trzeba, odpocząć!". Na pomoście opalała się pierwsza para, pierwsze dziecko moczyło letnio stopy w wodzie Bagrów.
Pierwszy raz smarowałam buzię balsamem do opalania, filtr 50.
Pierwsza orzeźwiająca woda z listkami świeżokupionej mięty, smak upalnego lata.

Wiosna jak młodość


Lubię te świeżo wyklute z pączków zielone listki. Takie delikatne, jasne, młodziutkie. Wrażliwe.
Świat w słońcu dojrzewa i kwiaty na drzewach pachną odurzająco. Pierwsza skoszona trawa. Mlecze i dmuchawce. Świat znowu zwariował, tak jest pięknie, że głowa mała. Coraz cieplejsze wieczory i wiosenne wonie, spokoju i nadziei. Słodkie zapachy wiosny w ciemności.

Wiosna jak młodość. W mgnieniu zmienia się, dojrzewa, przemija.

Patrzyłam na zdjęcia siebie, gdy miałam 20, 23 lata. Na gładką skórę buzi. Jestem świeża i młodziutka.
Widzę różnicę na twarzy, z widocznymi zmarszczkami i pierwszym wyrwanym jakiś czas temu siwym włosem. Zaczęłam bardziej dbać o skórę twarzy. Tonik, maseczki, krem nawilżający, a nawet jeden przeciwzmarszczkowy z Lidla. Widzę że gorzej znoszę niewyspanie i alkohol. Że już nie mam 20 lat. I choć mając lat 28 nadal jestem ta najmłodsza w pracy, i to nadal przecież czas młodości i rozwoju, i dobrze to wiem - to widzę te różnice w zdjęciach.
Zaczynam rozumieć, o co chodzi z tą przemijającą wiosną.


Czytam "Ostatnie historie" Tokarczuk i to też wpisuje się w ten klimat.
Że choć wiosna rozkwita i szaleje, to tam zima i czas kończenia. Bo to jakiś ciąg. Kolej rzeczy. Czasu nie zatrzymam. Choć banalne, zaczynam rozumieć.
Jak i wiele uniwersalnych powszechnych spraw. Okazuje się że jestem bliższa innym, gdy się sama przed sobą przyznam do uczuć. Do niezadowolenia, zawodu, żalu.
Lżej tak.
Terapia procentuje. Owocuje. Dużo myślę. I pozwalanie sobie pomaga. Przyzwolenia i odpuszczanie.
Lżej uświadamiać sobie co się we mnie dzieje (a dziać może się wszystko! nawet gdy miał być świetny, radosny poranek a ja jestem wkurwiona albo nieszczęśliwa - mogę! i to jest ok. Mogę taka być, a więc mogę się spokojniej zastanowić - dlaczego? o co mi chodzi? czego chcę? czego potrzebuję? czego mi brakuje?). I pozwalać sobie być po prostu omylnym człowiekiem.

Z ziaren włożonych do czarnej ziemi i systematycznie podlewanych nieśmiało wyrastają malutkie, jasnozielone roślinki. Oczywista prawda o świecie - a to moje zaskoczenie i odkrycie tego sezonu. Czasu przymusowo spędzanego w domu. Właściwie nie wierzyłam, że tak potrafię. Że z przeze mnie zasianego ziarna może coś wyrosnąć... Że nie przeleję, że nie zapomnę, że nie wszystko zrobię nieodpowiednio. Że to jakaś sztuka dostępna dorosłym, ale nie mnie. A tu proszę - groszek pachnący jak szalony pnie się w górę, maciejka w towarzystwie bratków spokojnie sobie rośnie, kolorowe kwiatki póki co są drobnymi, niepewnymi pędami z dwoma listkami u góry.
Proszę, potrafię. Sieję, dbam - i rosną.
Odkrywam co znaczy

namezja, jawnostka

groszek pachnący

maciejka przy bratkach

pomidorki


Żal o wybory z przeszłości koi pomyślenie, że robiłam wtedy najlepiej jak potrafiłam. Wybierałam najkorzystniej, jak wtedy myślałam. I ja, i rodzice, i inni - chcieliśmy dobrze...

Obraz i rytm muzyki mówią innym językiem / Jakub Julian Ziółkowski

 Nie chcę archiwizować. Chcę tworzyć. Potrzebuję sztuki jak ożywczego głębokiego oddechu. Karmię się kontaktem ze sztuką, nasycam. Twórczoś...