Wypijam herbaty. Na przykład czarną o smaku czekolady z miętą, którą namiętnie częstowałam gości, bo taka ciekawa. Kawy wypijam także. Zbożową z orkiszem też, której na półkach sklepowych jeszcze się nie znajdzie. Prezent (znajomości w branży kaw zbożowych). Tym bardziej smakuje. Delektowanie się naparami. "Ogród miłości" w jasnozielonej czarze. Zalewany wielokrotnie, wciąż czarował sokami owoców. Rozmiękłe rodzynki.
Letnim wieczorem, nad rzeką, gdy trawy pachną bujnie, cały świat z zieloności szaleje, te podmuchy cudowne, fale powietrza to ciepłego, to chłodnego. Sowa na latarni! Przebieganie przez kolejne etapy wyczerpania i wylajtowania. Nieznane rejony swojej wytrzymałości. 13,5 km, proszę państwa! Najdłuższy przebiegnięty dystans w moim życiu! Jest się czym zachwycać. :)
Temat trochę z rynsztoka, zachwyty naturalistyczne. Oddawanie moczu gdzieś za krzakiem, zerkając, czy aby na pewno to miejsce odludne. Gdy ziemia paruje. Czuć intensywniej zapachy traw, ziemi, natury. Bliskość przyrody, bycia w środku świata prawdziwego. I pamiętam jak gdzieś między słoweńską Izolą a Koper była potrzeba pilna. I tam taki napływ cudownych tęsknot za byciem w drodze, spaniem tak na dziko, wędrowaniem, po lasach, polach, z dala. Aj. Sikanie wśród traw ma tyle uroku w sobie... ;)
I taka ulga, gdy zrzucenie ciężarów hormonalnych zawirowań. Przychodzi krew, poczucie otwarcia, i napływ normalności. I po prostu, bycie, najprostsze radości. Bez pierwszego, drugiego, trzeciego dna. Bez naciągania policzków do wymuszonego grymasu. Bez dylematów i lęków natury egzystencjalnej. Po prostu, istnieję ja i świat, i to jest wspaniałe. Taka ulga.
Zachwyty grami dla aktorów i nieaktorów. Odgrywanie emocji ze wspomnień. Inspirujące.
Potrzebuję inspiracji, nowości, poszerzania horyzontów. Tworzenia. Jak dobrze, że można.
Z tytułem magistra przeczytam nareszcie Prousta. Wypadałoby.
Spisuję marzenia. Czekają w marzymy.txt na spełnienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz