Wczoraj:
Wiosna zaskoczyła. Kwitnące drzewa - do odurzenia aż. Aż chciało się wyjść o tej godzinie 6 rano - z ciekawości, jak pachnie powietrze. Poranne powietrze, świeże, rozćwierkane. Skąd te ćwierkania na tym naszym placu budowy wokół? Ptaki wiją gniazda w wysokich żurawiach i świeżopostawionych mieszkaniach? ;)
Dziś:
Mówili o załamaniu pogody. A dziś kolejny piękny dzień. Kolejny dzień wiosny w rozkwicie.
Ja łapię doły, więc najwyższy czas pobiegać. Wybiec w to ciepłe powietrze. Między kwitnąc drzewa. Po świeżowyrosłej trawie. Czas najwyższy!
Ja łapię doły, więc najwyższy czas pobiegać. Wybiec w to ciepłe powietrze. Między kwitnąc drzewa. Po świeżowyrosłej trawie. Czas najwyższy!
Mi to się wydaje, że miejsca wokół specjalnie nie ma. W cieniu żurawi z placów budowy. Dla dzieci nie ma to znaczenia. Nie widzą tego, co ja. Im bagaż wspomnień z krzaków pod blokiem, z dezelowanych huśtawek i z pasenia świnki morskiej w rozbujałej trawie nie przeszkadza. Cieszą się wiosną "na polu" - bez porównywań i roztrząsania stanu zastałego. Zabawa na skrawkach trawników i przy schodach. Skakanie po kamykach pod klatką schodową. Rozpierzchnięcie po parkingu. Rowery, rolki, biegi i śmiech.
Ona w Krakowie czuje się jak w domu. Więc z zaskoczeniem i radością wita poczucie "bycia jak w nowym, nieznanym mieście". Gdy wszystko zachwyca, bo ma się świadomość jednorazowości swojej bytności w danej przestrzeni. Takie poczucie miała, o czym mówi z przejęciem, ale minęło. Na co dzień Kraków to jak wielki dom pełen znajomych - osób i miejsc. Pod pocztą główną podpompuje rower, a jeśli to zawiedzie - podskoczy do dobrych dusz na Zamkowej, tam poratują. Na obiad w podziemia przyrynkowych uliczek. Tam spotka pewnie tego i owego. Koło Dominikanów - pełno znajomych. Przy Grotesce mieszkając łatwo i szybko spotka się z tym, i z tamtym też. Ubarwia życie starszych panów - swoją otwartością na świat. Nie lubi słowa "klimatycznie", ale takie wrażenia i odczucia wynajduje. Wyłuskuje z życia. Nazywa i ekscytuje się nimi. Jest "klimatyczna" właśnie.
Jak Olympia Meneta i Kozyry - leży. Wyciągnięta jak długa. Obfita, kobieca, dojrzała. Matka piersią karmiąca i piersią na świat otworzona. Mi Olympię na myśl przywodzi, a innym przedstawicielkom personelu medycznego niesmak i obleśność. Taka bezkompromisowo naga. Rozmemłana. Matka. Z dzieckiem w pakiecie, rzecz jasna. Przez dziecko tu tak rozłożona, przez karmienie dziecka roznegliżowana bezwstydnie. Dziecko usprawiedliwia. Pozornie. Dziecko wcale warunkiem bycia Olympią nie jest. Trzeba sobą bardzo być w rozmemłaniu, dziecko to tylko przykrywka.
Jak Olympia Meneta i Kozyry - leży. Wyciągnięta jak długa. Obfita, kobieca, dojrzała. Matka piersią karmiąca i piersią na świat otworzona. Mi Olympię na myśl przywodzi, a innym przedstawicielkom personelu medycznego niesmak i obleśność. Taka bezkompromisowo naga. Rozmemłana. Matka. Z dzieckiem w pakiecie, rzecz jasna. Przez dziecko tu tak rozłożona, przez karmienie dziecka roznegliżowana bezwstydnie. Dziecko usprawiedliwia. Pozornie. Dziecko wcale warunkiem bycia Olympią nie jest. Trzeba sobą bardzo być w rozmemłaniu, dziecko to tylko przykrywka.
Kiedyś, gdy spadł kalendarz i wbijałam na nowo gwóźdź w miejsce po gwoździu (bo tak byle gdzie dziurawić ścian nie wolno):
Refleksje mieszkaniowe naszły.
Na pierwszym roku: życie w ubóstwie, w nowym mieszkaniu na 7 piętrze, na osiedlu zamkniętym. Nie miałyśmy wielu rzeczy w życiu przydatnych. Mikrofalówki. Blendera. Odkurzacza. Dobrych parę tygodni wcale nie odkurzałyśmy.
Ja stłukłam cukierniczkę i popsułam toster, a dziewczyny mi spaliły suszarkę (do dziś suszarki nowej nie mam).
Mieszkanie na Kotlarskiej to przedmiotów przeróżnych studnia bez dna. Potrzeba przybić gwóźdź do ściany? - żaden problem, w szafce przy drzwiach przecież czeka cały zestaw małego majsterkowicza. Nożyczki, gumka recepturka, a może wyciskacz czosnku? Bez trudu do odnalezienia w opasłych szufladach stołu w kuchni.
Ja stłukłam cukierniczkę i popsułam toster, a dziewczyny mi spaliły suszarkę (do dziś suszarki nowej nie mam).
Mieszkanie na Kotlarskiej to przedmiotów przeróżnych studnia bez dna. Potrzeba przybić gwóźdź do ściany? - żaden problem, w szafce przy drzwiach przecież czeka cały zestaw małego majsterkowicza. Nożyczki, gumka recepturka, a może wyciskacz czosnku? Bez trudu do odnalezienia w opasłych szufladach stołu w kuchni.
Rozdrapuję strupki. Całe życie.
Okno z widokiem na tatę na balkonie rozwieszającego pranie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz