90. Słoneczne rowery

Pierwszy dzień kwietnia. Nagle buchnęło słońcem, zielenią, kwieciem na drzewach, krzewach i w trawie. Nagle wszyscy przetarli oczy ze zdumienia i wylegli na ulice. Na rowerach, rolkach i pod ramię. Oblegli ławki w czułych uściskach, obsiedli zielone bulwary ze szklanymi butelkami w dłoniach. Świeżo wyrosłą trawę obłożyli bladymi ciałami wystawionymi na pierwsze wiosenne promienie słońca. Nad Wisłą chillout, nad Bagrami chillout. Małe grupki scentrowane wokół porozstawianych małych grilli. Dziecięce rowerki śmiało śmigają przed zadowolonymi rodzicami. Słońcem cieszą się wszyscy. O ustawie o wychowaniu w trzeźwości jakby wszyscy miejscy strażnicy zupełnie dziś zapomnieli. Może to ich prima aprilis?

I my ruszyliśmy na rowerach w krakowski świat. Zachwytów moc! Zachwyca przedłużenie ścieżki rowerowej wzdłuż Wisły obok Łęgu. Aż do Mostu Wandy (skąd widok na ścieżkę między ogródkami działkowymi, gdzie kiedyś biegaliśmy i B. mówił, że związek dwóch ludzi to ja dwie wieże, które powinny budować-rozwijać się jednocześnie.. I widok też na spokojnie płynące żaglówki na Wiśle). Odsłoniły mi się zupełnie nowe perspektywy na przestrzeń. Na nowe-stare ogródki działkowe przy Alei Pokoju. Tajemnicza ścieżka naprzeciwko Plazy kusiła, ale nigdy nie poddałam się jej urokowi. A teraz to droga na przedłużenie rowerowej trasy!

Przepięknie! Po drugiej stronie Wisły cudowne wierzby, które okazały się prowizorycznie ogrodzone. Przy wierzbach 101 kilometr na liczniku pękł! Czy to uprawa wierzb? Czemu ktoś uprawia wierzby? Żeby pleść koszyki?... I tuż obok pola, ciągniki, maszyny rolnicze. W mieście Krakowie takie rzeczy! Zaraz w tle kominy i wymalowane chmury, a tu wieś pełną gębą. No pięknie. I to zupełnie niedaleko przyszłych naszych terenów, których okolice uważnie badamy przekonując siebie nawzajem, że dobrze, że to tu wybraliśmy. A pewnie, że dobrze! Odpowiednie podejście leczy wszelkie zmartwienia i obawy. A w nasze przyszłe okna świeci słońcem na całego, podczas gdy wracając do naszej dziupli zastaliśmy półmrok. Tu o słońcu Mateuszowi trzeba opowiadać, bo kto by uwierzył... ;) No nie, tak źle nie jest. Po porannym 10-cio kilometrowym biegu (!) po wspaniałych, nowych dla mnie okolicach pozornie znanego ruczaju (miałam głód nieznanych miejsc - z nawiązką został nasycony!) relaksujący shake, koktajl czy też smoothie* truskawkowo-bananowy wypiliśmy wygrzewając się w słońcu w naszym OGRODZIE... Dobrze było!

Nad krokusami pod hotelem forum telefony komórkowe i aparaty fotograficzne. Rowerem przemknęliśmy, muskając się tylko tymi zachwytami kwieciem i wybuchem wiosny. Dużo wrażeń w szybkiej jeździe. Powrót jak najkrócej - i odkrywanie zupełnie niespodziewanie totalnie odjechanych miejsc. Tuż za Kapelanką - ledwo trzymające się kupy chałupinki, pranie porozwieszane na ulicy i... ogrodowy krasnal z wędką. A zaraz obok ni stąd, ni zowąd wjechaliśmy na zamknięte osiedle. Dziedziniec cały w cieniu. Różowa dziewczynka skacząca na skakance i starszy pan w spokoju przypatrujący się nam z balkonu z pierwszego piętra. I furtką, którą szczególnie rowerzyści powinni zamykać, wydostaliśmy się na równoległą do znanych miejsc ulicę św. Jacka. Wszystko lokalizacyjnie bliskie temu, co opatrzone - a tak nowe i zaskakujące.

Rower otwiera oczy i zmienia perspektywy... :)



_______________________

*Dzięki google wiem już, że nie shake, bo to napój mleczny, a najbardziej to chyba smoothie.**


** Jednak wikipedia twierdzi, że smoothie z shakiem można używać zamiennie... No może i można. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obraz i rytm muzyki mówią innym językiem / Jakub Julian Ziółkowski

 Nie chcę archiwizować. Chcę tworzyć. Potrzebuję sztuki jak ożywczego głębokiego oddechu. Karmię się kontaktem ze sztuką, nasycam. Twórczoś...