*

*
Pakowania się w ekstremalne sytuacje - na własną rękę i własną odpowiedzialność. 
Z czasem nauczyłam się żeby nie mówić wszystkiego, zgrabnie kreować sytuacje nie do martwienia się jej, żeby łagodzić moją rzeczywistość. W złagodzonej wersji po Gruzji miałam jeździć transportem publicznym a nie autostopem. Nie przyznawałam się do mandatów za picie w miejscu publicznym, rozwieszanie poetyckich ogłoszeń albo spanie na ławce pod blokiem w Kostrzynie. Nie wiedziała o tym jak urwał mi się film na dworcu w ukraińskiej wiosce. O tym jak paliłam trawę w gruzińskim lesie z obcymi ludźmi. O tym jak gość z couchsurfingu wiózł nas do hotelu żeby "kissing i sleeping together", a inny kierowca proponował nam 10 lari za seks. Nie wiedziała jak rzucali w nasz namiot kamieniami w nocy.

Po co miałaby to wszystko wiedzieć? 

Czy na tym na pewno polega zdrowe wyodrębnianie się?
Poleciałam. Wpadłam w otchłań. Choć myślałam że wszystko ok i nad wszystkim panuję. Nie stawiałam granic które były kiedyś przekraczane, nikt ich za mnie nie bronił, a sama byłam dzieckiem. I teraz uświadamianie sobie tego boli.

A nie o tym chciałam.
Bo to pomieszane. Bo było tak, że przeginałam. Że narażałam się. Że balansowałam na krawędzi. Że martwienie się byłoby jak najbardziej adekwatne.

Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obraz i rytm muzyki mówią innym językiem / Jakub Julian Ziółkowski

 Nie chcę archiwizować. Chcę tworzyć. Potrzebuję sztuki jak ożywczego głębokiego oddechu. Karmię się kontaktem ze sztuką, nasycam. Twórczoś...