... i to, co za nimi się kryje, trzeba było wyjść ze schematów. Jak z łamaniem stereotypów wobec ludzi - trzeba kogoś poznać, by kalki myślowej móc się pozbyć. Tak i ze słowami.
I tak "małżeństwo", za którym krył się "koniec wolności", "zamknięcie na świat i innych ludzi", "nuda", "beznadzieja", "stan uzależnienia, nie do zmiany"... okazuje się być słowem, które znaczy coś innego. Gdy tak znaczeniu prawdziwemu bliżej się przyjrzeć.
Małżeństwo - to wyzwanie. To praca nad sobą z drugim człowiekiem. To wspólny rozwój. To wzajemne wsparcie. To trudna sztuka życia razem.
I to przecież te wszystkie sprawy, których wizja tak cieszy... wspólne mieszkanie. Wspólne poranki i wieczory. Wspólny czas, tak po prostu. Rozmowy, których może być w bród. A nie tylko od czasu do czasu albo przez telefon. Spotkania w codzienności, bez presji zbliżającego się powrotu do siebie, do osobnych mieszkań. Bo dom stanie się miejscem, gdzie będziemy razem. Jakie to piękne, i jak mnie do tego ciągnie...
Porównywanie się, przystawianie siebie do pseudowzorów nic nie przyniesie dobrego.
Cieszyć się tym, co jest teraz, i podążać za sobą - bez porównywania się.
Pełna i prawdziwa akceptacja siebie przynosi wyrozumiałość dla innych ludzi. Otwartość na innych. Więc miłość. A o to przecież w życiu chodzi... :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz