"Ale jest powietrze... Pogoda, jakby była wiosna!" - zakrzyknął rano Bartek wyjeżdżając autem z garażu. - "Wolałbym iść pobiegać, a nie jechać do pracy!"
Po niedzielnej wizycie w Chrzanowie za kuchennym kobierzyńskim oknem panowała noc, a ja obierałam pierwszą tego roku mandarynkę przywiezioną z domu. Smak doskonały. Chwila idealna. Tak dobrze. Do kuchni zajrzał pacjent i prosił o kubek. Przypadkowy świadek doskonałości tej chwili z mandarynką dopełnił dzieła. ;)
Początkiem grudnia przyszła bajkowa zima. Ten pierwszy śnieg zachwyca. Mroźny, biały świat. Za oknem czarne sylwetki drzew przypruszone białym puchem.
Cudownie jest patrzeć na pruszący śnieg. Płatki śniegu łagodnie wirujące na wietrze. Nowa, biała rzeczywistość świata. Krótkie dni, długie, ciemne wieczory i nieprzejrzyste poranki.
Sobotni poranek w zimowych niebieskościach i spokoju. Mroźnie i cicho. Lubię te chwile bezludne. Bezosobowe. Poza powszechnym czasem. Obrazki tylko dla mnie i nielicznych. Czekanie na otwarcie poczty. Czytanie o Wenezueli fizyka w podróży. Życie.
Wyrwałam się na chwilę z oddziału. Prosto w świat, prosto w smagane zimnym wiatrem policzki. Po śniegu, przez lekki mróz. Po tym mieście-ogrodzie, pomiędzy stuletnimi budynkami, po sprawy. W dali za rondem widoczna panorama miasta... Przejrzyste powietrze na tym wietrze. A gdyby tak... uciec z pracy?.. W tą przestrzeń i w ten świat... ;) Piękne poczucie wolności.
Chcę dać sobie dzień dla siebie i przestrzeń dla rozwoju. Pisać do woli.
Potrzebuję autoanalizy. Autorefleksji. Pozwolenia sobie na przemyślenia. Żeby tak dać sobie czas. Odłożyć to, co nie najpilniejsze.
Pomodlić się. I analizować. Nie robić wszystkiego na raz i jak najszybciej.
Najpierw zamknąć te wszystkie otwarte w przeglądarce okienka o tematyce przeróżnej i spokojnie zjeść śniadanie.
Umyć buty, spisać wydatki, zadzwonić do ginekologa, przelać kasę za terapię Oli, poszukać trasy na sobotnie góry...
Najpierw: zjeść śniadanie.
W sprawach potrzebnych i/lub pilnych nie rozwlekać się. Nie rozdrabniać. Nie iść w bok.
Ocenić, co załatwić trzeba, zrobić to - i dać sobie czas dla samej siebie.
Czytać, pisać, myśleć. Modlić się. Do woli. ;)
I bulkanie wina.
OdpowiedzUsuńNajpierw malutki baniak w granatowym koszyku. Stał sobie na biurku. W środku te parę winogron, które udało nam się w końcu pozrywać z przydomowego ogródka przed pierwszym śniegiem. Bulkał przemiło.
Teraz stoi duże, białe, plastikowe wiaderko. Bulka szaleńczo. Dzika róża pozbierana z miejsc przeróżnych, przez pasma Beskidów po Bieszczady aż po okolice przydomowe. Wino z dzikiej róży ma kolor słomkowy, a nie różowy, jak by się mogło wydawać. W Zielonej Górze podczas winobrania otrzymało wyróżnienie w konkursie win domowych.. :) A teraz bulka sobie nowy nastaw między drzwiami a komputerem. BUL bul bul...
Bulkanie wina przypomina mi tęsknoty przedślubne. Za byciem razem, tak po prostu, tak w codzienności. Za byciem razem codziennymi, późnymi wieczorami i słuchaniem bulkania wina nastawionego w pokoju.. :)