Gosia już dawno pożyczyła mi płytkę z tym filmem. I jak to z pożyczonymi płytkami - leżą, leżą, i czekają na swój czas...
"Blue Velvet" doczekał się. Wiedziałam, że znany, że Lyncha nie znam, ale jest dziwny. Że film-klasyka.
Ooooj...
Film wcisnął się w mózg mocno. Może nie na poziomie filmów Švankmajera, nie jak "Ociosanek" czy "Szaleni", ale... wielki stres przy oglądaniu.
Uuuuch, co za film!
Fenomenalne budowanie atmosfery. Szalałam przez moją rozwiniętą empatię ;)
Chodzi po głowie jeszcze długo.
I nawet gdy teraz przeglądam fotosy z filmu, to aż się denerwuję.
Więcej, więcej Lyncha!
Więcej, więcej Lyncha!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz