back up? skip this time

wydostać się spod wpływu narcystycznej matki


to proces


nie tędy droga

żeby doszukiwać się swojej winy
własnych przewinień

i kompulsywnie zapobiegać


z uporem tworzę powtórzenia sformułowań bliskoznacznych

dla pomyślenia dłużej?


woda z truskawkami


wybory

zmiany

decyzje


mogę być z siebie dumna.

po ciężkich miesiącach zdecydowanie to czas na odpoczynek


po trudnych latach

mogę przestać


nie ukrywać seksu jakby kogoś to miało zabić

rozłożę szeroko nogi

tak jak mam ochotę

nieprzyzwoicie siądę

nie moją odpowiedzialnością czyjeś żądze


dosyć zawstydzania dziewczynek



ptasie świergoty za oknem

pokładam nadzieję

w zieleni, która tak długo wyczekiwana

przyjdzie jej czas - i się pojawi


w cieple, które pozwoli na beztroskie wyłożenie się na łące

w parku w hamaku

i jogę na trawie


z dużą wiarą liczę na zbawienność

regularności życia

której środkiem wiosny się doczekam

po niemal siedmiu latach funkcjonowania bez rytmu

bez określania dni tygodnia

z nieustannie zaburzonym cyklem dobowym

 

nareszcie

nocą po prostu będę spać

a wieczorami nie będę pakować się do pracy

poniedziałek stanie się poniedziałkiem

a niedziela niedzielą 


mam nadzieję że 

w końcu

odnajdę samą siebie na nowo w swoim życiu



marcowe popołudnie

długie cienie nagich drzew

marcowe popołudnie

mroźnie słoneczne


wszyscy czekamy na wiosnę

a przyszła wojna


po bezchmurnym niebie sunie samolot


czy ulgę może dać myśl

że nie byłabym dobrą matką?


czy można pogodzić się z założeniem

że nie zdam egzaminu w opiece 

nad

nieistniejącym 

własnym 

dzieckiem?


czy można odetchnąć?

ze świadomością

że nie chcę płaczącego niemowlęcia

nieustającej odpowiedzialności

jeszcze większej presji 


opieka nad psem i ogarnianie własnego życia i pracy

mnie przerasta

nie daję rady

nie wytrzymuję

nie utrzymuję

zapadam się w czarną dziurę

beznadziei i bezsilności

wsysa mnie 

i wysysa życiową energię

 

nie chcę tego związku?

czy nie chcę tej potencjalnej rodziny

której i tak nie może być? 


nie wiem


zamyka się klatka

narzucanych sztywnych obowiązków psiej opieki

których nie chcę i nie dźwignę już więcej niż teraz

gdy daleko zaszłam za swoje granice


wydarcie się aż do bólu gardła

w bloku wielorodzinnym

okładanie się po twarzy

wściekłe popchnięcie pod suszarkę na pranie

wrzaski i ryki

wyklinanie i wyżywanie się 

wyrzucenie tego całego gówna z siebie

taka jestem, tak się zachowuję

brzmi jak wspomnienia straumatyzowanego dziecka z patologicznego domu

mąż otula się w śpiwór na podłodze

pies podkula ogon i ucieka


jestem kłębkiem nerwów

 zanurzyłam się we wspomnienia zapisków stąd sprzed czterech lat. Czasu, gdy przyszłam do miejsca, w którym właśnie spędzam nocny dyżur. Z myślą o pożegnaniu.


Osiągnęłam to, co chciałam. O czym marzyłam i wydawało mi się bardzo trudno osiągalne, czy możliwe w ogóle?... Zostałam psychoterapeutką. 

I dziś jestem kłębkiem nerwów. Kłębkiem kiepskich wspomnień. Poczucia, że ślub to jedna z gorszych decyzji w życiu. Wrażenia, że walczę, że działam na wyczerpanej baterii.

 Płaczę. 

 We śnie jakoś nie starczało sił, nie starczało możliwości może bardziej?... żeby napisać węglem - że węglem można śpiewać. I tańczyć. Nikt w to nie wierzył. A ja butem chciałam to napisać na chodniku. I jakby ciągle tego węglowego tuszu nie starczało, choć jednocześnie brało się go tak dużo...

Bardzo dużo nowych sytuacji. Bardzo dużo stresu. Dzień po dniu. Mało wytchnień. Mało tego, co dawało oddech. 

I paradoksalnie cieszę się że mąż jest bezpłodny. Bo nie chcę z nim dzieci. Czy chcę dzieci w ogóle? Teraz tak bardzo nie. Opieka nad psem obciąża aż z nadwiązką. Poczucie obowiązkowości i doładowania - przeciąża. Tak, że chcę się z tego wyrwać. Mieć po prostu święty spokój, bez domowych obowiązków.

A tam w zapiskach było o podlanych winem innych możliwościach. Choć niemożliwych. Innych bliskości. Teraz marzę o tym na jawie. O nowych spotkaniach. Nowych mężczyznach. Inspiracjach. Jak nastolatka, czekam na jakieś wyrwanie się z małego miasta na studia... A to duże miasto, a zupełnie w tym momencie w życiu jakoś zamknięte dla mnie.

A to przecież... Codzienność zachwyca... Jadąc do pracy słucham afirmacji, i to ociepla myśli. Jedna droga to trzy przesłuchania. Słońce na balkonie ociepla spojrzenie. Jagody rozmrożone z płatkami na mleku cieszą. Głaskanie futerka, słodkie psie mlaskanie przez sen. Wtulanie się w ciepło łóżka. W ciepło pleców Bartka nad ranem, w te szczęśliwe dni jak ten, gdy powoli dzień się budzi, i ja powoli z nim. Świeżo po obudzeniu zadowolenie z poczucia wyspania - zanim zaraz napłyną te wszystkie ciążenia... przeciążenia. Ptasie trele, już przedwiośnie! Bazie na gałązkach. Nadzieja że już niedługo zrobi się zielono i cieplej... Satysfakcja z napisanego życiorysu. Ze spisanej sesji. Z grupowej superwizji gdzie tyle wiedzy, tyle wskazówek, tyle rozjaśnień! Ze słów od Dominiki Jestem z ciebie dumna! Jesteś moją inspiracją.

kim jestem ja

wypatrywałam 
obrzmiałych piersi
dających ulgę zaokrągleń
oczekiwałam porannych mdłości 
i przejedzenie witałam z nieśmiałą nadzieją

martwiłam się
każdym swoim uchybieniem 

a zwyczajnie zdrowe ciało
dość obojętnie
poddawało się swojemu rytmowi
mniej więcej regularnych krwawień 

Jak mogło być inaczej
skoro
byłam
jak żyzna gleba
na którą padają 
wyłuskane nasiona

kim jestem bez ciebie?

turpizm

 

Tarzanie się w gównie.

Zanurzanie się w wonie pozostawione przez martwe ptaki. Martwe krety. Zdechłe myszy.

Picie wody z brudnej kałuży. Beztroskie taplanie się w lepkim błocie. Zajadanie się z pasją cuchnącymi odchodami.

Teraz leży świeżo wykąpany, śnieżnobiały w kropki. Zwinięty w kłębek na wrzosowej kanapie. Słodziak.

 

Ja razem z nim. Błoto za paznokciami, kurtka i spodnie upaćkane brudem. Oblepione buty. Mimowolne wąchanie gównianych wyziewów z psiej paszczy.  Zapieranie się w grząskiej ziemi z całej siły trzymając mokrą, ubabraną smycz, żeby nie rzucił się na rowerzystę czy biegacza.

Tak bawią się ludzie o złotych zębach.

Ogonek przy mordce, oczka kleją się do snu. Serce mięknie.

 

Kiedyś otwierałam worda i pisałam. W dużym pokoju. Spisywałam wymyślone przygody figurek. Rozpoczynałam nowe powieści na miarę Lucy Maud Montgomery. Przedpołudniowe słońce, poczucie sensu.

Wyspa Księcia Edwarda. Czerwone drogi. Szperam w Wikipedii i oglądam google mapy. Urealnia się w teraźniejszości to co kiedyś bliskie a tak odległe.

Maud Montgomery zaczęła pisać pierwszą powieść gdy miała 31 lat.

 

Nużanie się w kolorowej papce. Dorosła kobieta z różowym makijażem oczu otwiera zabawki schowane w czekoladzie. Ekscytuje się czy znajdzie zabawkę-robota, czy przyszedł do niej w paczce. Uzupełnia nastoletnie pamiętniki. Nowa Jedyneczka, w internecie już a nie w telewizji? Tylko tak boleśnie komercyjnie.

Śledzę to co świeże dla młodych w mediach z poczuciem marnowanego czasu, ale i pewnym zaciekawieniem odkrywania nowych lądów. Inny świat. Gdzie ja żyję?

Obraz i rytm muzyki mówią innym językiem / Jakub Julian Ziółkowski

 Nie chcę archiwizować. Chcę tworzyć. Potrzebuję sztuki jak ożywczego głębokiego oddechu. Karmię się kontaktem ze sztuką, nasycam. Twórczoś...